- Do kościoła dziś się nie wybieram - mówi, dodając od razu, że jest wierzącą katoliczką. - Gdy jestem w sanatorium, to nawet codziennie chodzę na mszę. Ale w Łodzi to może trzy razy w roku pojawię się w kościele. Nie czuję takiej potrzeby, nie lubię stać w tłumie. Ludzie w kościele tak są wyperfumowani, że nie mogę wytrzymać, bo na oskrzela choruję. Mszę oglądam w telewizji...
Takich katolików jak pani Zofia jest w archidiecezji łódzkiej bardzo wielu. W minioną niedzielę we wszystkich kościołach w Polsce liczono dominicantes, czyli frekwencję wiernych na niedzielnej mszy świętej. Z badań, które przeprowadza Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego w Warszawie, wynika, że w niedziele do kościołów archidiecezji łódzkiej uczęszcza tylko 29,9 procent wiernych, czyli najmniej w Polsce. Dlaczego?
Ksiądz profesor Witold Zdaniewicz, dyrektor ISKK, który od 1979 roku bada dominicantes, uważa, że przyczyn można znaleźć wiele. Jedna jest taka, że przez wiele lat w diecezji łódzkiej nie budowano kościołów. Najpierw na ich budowę nie zgadzały się władze carskie, a potem rządzący w PRL. - Parafie były duże, ludzie mieli daleko do kościołów, było w nich ciasno, więc przestawali do nich chodzić - tłumaczy ks. Zdaniewicz. - Teraz świątyń jest znacznie więcej, ale potrzeba czasu, by te statystyki się zmieniły.
Ks. dr Stanisław Grad, historyk, wykładowca w łódzkim Seminarium Duchownym i proboszcz kościoła pw. św Antoniego w Tomaszowie Mazowieckim, opowiada, że po powstaniu styczniowym jedyny łódzki kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny nie miał proboszcza, bo został on wywieziony na Sybir. Msze odprawiał kapłan, który dojeżdżał ze Zgierza. Nie można też było dokończyć kościoła pw. Podwyższenia św. Krzyża; jego budowa trwała w efekcie aż 25 lat. Po drugiej wojnie światowej w Łodzi było tylko szesnaście kościołów, a zezwolenie na budowę pierwszego po 1945 roku, pw. Matki Boskiej Bolesnej na Teofilowie, władze wydały dopiero w 1973 roku!
W tym czasie za pracą przeniosły się do Łodzi tysiące ludzi ze wsi. Wyrwani ze swojego środowiska, byli bardziej podatni na sugestie władz. - Choć zapewne wcześniej chodzili do kościoła, dostosowywali się do otoczenia - mówi ks. dr Andrzej Blewiński, socjolog, wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz proboszcz parafii św. Stanisława w Szczawinie koło Łodzi.
Potem nastały lepsze dla Kościoła czasy. Wielu księży z rozrzewnieniem wspomina lata osiemdziesiąte, kiedy świątynie były zapełnione. Rekord niedzielnej frekwencji padł w 1982 roku, gdy dominicantes osiągnęło 40,6 procent. Ale już dziesięć lat później znów spadło - do 25,6 procent!
- 1982 rok to był czas stanu wojennego - wyjaśnia ks. Blewiński - Kościół stał się dla ludzi ucieczką od tego, co działo się wokół, szukali w nim oparcia. Skoro władzy nie podobało się chodzenie na msze, to ludzie przychodzili na przekór. Wraz z wolną Polską nastał czas liberalizmu. Wiele osób wpadło w drugą skrajność: jeśli można teraz swobodnie chodzić do kościoła, korzystają z tej swobody...
Ks. Witold Zdaniewicz zaznacza, że w archidiecezji łódzkiej są regiony, gdzie dominicantes jest znacznie wyższe niż w stolicy województwa. Do najbardziej religijnych w archidiecezji łódzkiej należą dekanaty Krzeptowski i Wolborski, gdzie frekwencja na niedzielnych mszach sięga nawet 50 procent. Najgorzej jest na dużych łódzkich osiedlach, a zwłaszcza na Retkini. W parafii pw. Chrystusa Króla z 20 tysięcy parafian do kościoła w ubiegłą niedzielę przyszło tylko 15 procent. Nie lepiej było w kościele pw. Najświętszej Eucharystii. W niedzielnej mszy uczestniczyło 2.200 spośród 16 tysięcy wiernych.
- Blokowiska mają to do siebie, że ludzie żyją anonimowo - twierdzi ks. Edward Dudziński, proboszcz parafii pw. Chrystusa Króla. - Jak na wsi ktoś nie pójdzie w niedzielę do kościoła, to sąsiad zaraz go zapyta, czy czasem nie jest chory. Mieszkaniec dużego bloku przychodzi z pracy, zamyka drzwi i włącza telewizor...
Lepiej, przynajmniej teoretycznie, wygląda frekwencja na niedzielnych mszach świętych w innych diecezjach znajdujących się na terenie województwa łódzkiego. W parafii Rzeczyca, należącej do diecezji łowickiej, w niedzielę do kościoła przyszło 1398 z 3.750 parafian, czyli 37 procent. O stu więcej niż rok temu w czasie liczenia wiernych.
Cieszę się, że ponad połowa z obecnych w kościele przyjęła komunię świętą - mówi ks. Henryk Linarcik, proboszcz parafii św. Katarzyny w Rzeczycy. - Świadczy to o głębokości wiary moich parafian. Trudno być jednak zadowolonym z frekwencji; każdy ksiądz chciałby, by przyszli wszyscy.
W diecezji kaliskiej dominicantes wyniosło 48,6 procent. Jednak diecezji znajdującej się na terenie Łódzkiego jest niższe.
W Burzeninie koło Sieradza, w parafii pw. św. Wojciecha w diecezji kaliskiej, z 3.800 parafian w minioną niedzielę do kościoła przyszło 1284. - Jestem tu od dwóch lat i zauważam, że frekwencja na niedzielnych mszach nie jest wysoka, choć w tym roku do kościoła przyszło o ponad 200 osób więcej - mówi ks. Roman Krzyżaniak, proboszcz parafii w Burzeninie. - Wcześniej, gdy pracowałem w parafii koło Pleszewa, a więc w Wielkopolsce, frekwencja wynosiła aż 60 procent! Widać ta część Łódzkiego jest oziębła religijnie...
Ks. Andrzej Blewiński mówi, że dominicantes w archidiecezji łódzkiej szybko się nie zmieni, bo to długotrwały proces.
- Księża pracują z takim samym zaangażowaniem, jak w pozostałych diecezjach, ale efekty są inne, bo inne jest społeczeństwo - twierdzi ks. Blewiński. - Musi zmienić się mentalność, a to sprawa pokoleń.
Krzysztof Gajewski, inżynier z Łodzi, nie wyobraża sobie, by katolik nie chodził w niedzielę do kościoła. - Wiele zależy od wychowania w domu - mówi. - Mnie mama od dziecka prowadziła do kościoła. Nieraz mi się nie chciało, jak to młodemu chłopakowi, ale szedłem. Mam teraz taki nawyk, choć oczywiście robię to też z potrzeby serca. Jeśli nie pójdę, to potem czegoś mi brakuje.
Z kolei Patrycja Różycka i Kamila Świątek, studentki budownictwa na Politechnice Łódzkiej, które, jak zapewniają, wierzą w Boga, do kościoła nie chodzą. Owszem, wzięły udział w białym marszu po śmierci Jana Pawła II, modliły się za Ojca Świętego w katedrze, ale nie zmieniły potem przyzwyczajeń. Według nich, jeśli ktoś chce mieć kontakt z Bogiem, nie musi szukać go za pośrednictwem księży i Kościoła.
- Kościół trochę mnie nudzi - twierdzi Kamila. - Poza tym jest męczący, bo za dużo rzeczy narzuca. Jeśli czuję taką potrzebę, to mogę sobie sama Biblię przeczytać. A do kościoła chodzę tylko w Boże Narodzenie i na Wielkanoc.
Ksiądz Henryk Linarcik uważa, że osoby takie jak Patrycja i Kamila nie rozumieją istoty Kościoła.
- Kościół utożsamiają z instytucją, a nie ze wspólnotą wiernych - tłumaczy. - Zapominają, że każdy katolik ma obowiązek uczestniczyć w niedzielnej mszy świętej. Msza nie jest ceremonią, a szczytem całego życia chrześcijańskiego!
Ks. Andrzej Blewiński zauważa, że ludzie mają teraz wybór. W niedzielę, zamiast iść z rodziną na mszę świętą, wolą odwiedzić hipermarket. - Dawniej walczono o wolne soboty, a dziś skutecznie zagubiono sacrum niedzieli, dnia świątecznego.
Niektórzy księża twierdzą, że na dominicantes wpływ ma pogoda. Jeśli jest zimno, pada deszcz, to automatycznie mniej ludzi przychodzi do kościoła. Nie zgadza się z tym ks. Witold Zdaniewicz.
- Gdyby wyniki zależały od pogody, co roku byłyby inne - tłumaczy ks. Zdaniewicz. - A tak się składa, że od dwudziestu kilku lat Łódź ma jeden z najniższych wskaźników w Polsce. Tendencja się nie zmienia.
Ks. Stanisława Grada dziwi jednak trochę, że od lat archidiecezja łódzka ma gorsze wyniki od warszawskiej. Przed laty studiował i mieszkał w stolicy. Tam już w latach 60. w centrum miasta po kolędzie chodziło się tylko na zaproszenie. - A w Łodzi ludzie księży chodzących po kolędzie przyjmują, ma się kontakt z wiernymi - mówi ks. Stanisław.
* * * * *
Frekwencja na niedzielnych mszach świętych, według badań przeprowadzonych w 2005 roku, wyniosła w Polsce 45 proc. Najwyższa była w diecezji tarnowskiej - 70,7 proc. W archidiecezji łódzkiej wyniosła 29,9 proc.
O wiele lepiej wypadły badania w innych diecezjach znajdujących się na terenie naszego województwa. W diecezji łowickiej dominicantes wyniosło 34,9 proc., w archidiecezji częstochowskiej - 42,4 proc., w diecezji radomskiej - 49 proc., we włocławskiej - 37,9 proc., a w kaliskiej - 48,6 proc.
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. - Dziennik Łódzki